Jakiś czas temu w sieci pojawił się news o amerykańskim cwaniaku, który ”outsourcował” swoją pracę komu innemu, a sam spędzał całe dni w pracy na oglądaniu filmików o kotach i graniu na giełdzie (mniej więcej). Dziś wygląda na to, że nie był to odosobniony przypadek geniuszu amerykańskich pracowników.
David Tinley, 62, jeszcze do niedawna pracował jako podwykonawca amerykańskiego oddziału firmy Siemens. Jego głównym zajęciem było przygotowanie arkuszy kalkulacyjnych (potrzebnych do zarządzania zamówieniami na części elektroniczne) do automatycznej analizy danych na zamówienie firmy. Raz wykonany kontrakt wystarczyłby na długie lata; aby utrzymać swoje staonwisko, Tinley wprowadził do niego tzw. ”bombę logiczną”, linijkę kodu sprawiającą, że po jakimś czasie w arkuszu pojawiały się relatywnie nieszkodliwe, lecz wymagające natychmiastowej naprawy błędy w rodzaju komunikatów o błędach, niereagowaniu na niektóre klawisze itp.
Powtarzam, bo to dosyć istotne - kod nie prowadził do utraty danych.
Co jakiś czas błędy te powtarzały się, a za każdym razem Tinley dostawał kolejny kontrakt na ich naprawę. Ta nie była trudna - wystarczyło przekręcić zegar w zainfekowanym kodzie. Tinley robił to, oddawał ”sprawny” arkusz i zacierał ręce w oczekiwaniu na kolejny kontrakt.
Sprawa wyszła na jaw dopiero wtedy, gdy Tinley wybrał się na urlop akurat wtedy, gdy błędy ponownie pojawiły się w arkuszu. Siemens musiał skorzystać z usług innego programisty, który odkrył złośliwy kod. Łups... Prawo USA uznaje czyn Tinleya za przestępstwo federalne. Grozi mu za nie do 10 lat więzienia oraz 250 tysięcy dolarów grzywny za narażenie swojego pracodawcy na straty materialne. Straty, owszem, były - Siemens był zmuszony wydać łącznie 42 tysiące dolarów na analizę potencjalnych szkód.
Życzę panu Tinley lekkiego wyroku, ale jednak wyroku - sprawiedliwość musi być.